Odbierz swój egzemplarz

Kinga Wenklar: Światło pod korcem

Minął rok od wprowadzenia ograniczeń odprawiania Mszy Wszechczasów. Jednocześnie przyspieszył bezprecedensowy proces synodalny. Co w tej sytuacji mogą uczynić wierni broniący tradycji i katolickiego charakteru Eucharystii? Dr Kinga Wenklar sugeruje, iż ta nowa sytuacja może być swoistym rozesłaniem. Czy nadchodzi czas, gdy formowani od ponad dekady wierni, pozbawieni świątyni, będą musieli ruszyć w świat, by działać już nie z pomocą pojęć i debaty, ale gestów i świadectwa?

Być blisko krzyża – bez względu na okoliczności

Przed kilku laty uczestniczyłam w celebracji Najświętszej Ofiary, która głęboko mną wstrząsnęła. Ze względu na obecność dzieci, które miały przyjąć po raz pierwszy Komunię Świętą, przestrzeń ołtarza zaaranżowano jako miejsce uczty – u stopni ustawiono dla nich długi stół i krzesełka. Dzieci postawiono w centrum liturgicznej akcji. Prowadzono je przez liturgię, opatrując infantylnym komentarzem konferansjera kolejne elementy akcji liturgicznej.

Z trudem rozpoznawałam w tym słowotoku fragmenty rzymskiego rytu. Celebrans sprawiał wrażenie bardziej prezentera, który reklamuje produkt, niż kapłana oddającego Bogu cześć przez złożenie należnej Mu Najświętszej Ofiary. Zdewastowano przestrzeń liturgiczną, przestrzeń świętych gestów, nie oszczędzono nawet słów rytuału.

U końca liturgii Słowa podjęłam decyzję: wychodzę z kościoła! I wówczas z ust zdezorientowanej sytuacją mojej sześcioletniej córki usłyszałam:

– Zostańmy z Jezusem. On tu jest taki samotny.

Ilekroć staję zgorszona wobec wspólnoty skupionej na celebrowaniu siebie, a nie Najświętszej Ofiary składanej przez Najwyższego Kapłana, wracają do mnie słowa małej dziewczynki. Zostańmy z Chrystusem – stańmy tak blisko krzyża, jak to tylko możliwe. Nie zważając na to, co czyni zgromadzony tłum. Bo nie wiedzą, co czynią… (Łk 23, 34).

Nie tylko rekwizyty

Na kartach niezwykle cennej książki zatytułowanej Bóg czy człowiek. Duchowość, liturgia, sztuka ojciec Jan P. Strumiłowski OCist wyjaśnia, że choć formy są tak istotne, przywracanie znaczenia i charakteru katolickiej liturgii nie może dotyczyć samych form. To nie one są przecież istotą liturgii, lecz uczestniczenie w życiu Chrystusa – owoc łaski płynącej ze Słowa i sakramentów.

Ta prawda niepokojąco przywołuje na myśl zarzut papieża Franciszka wobec środowisk Tradycji, że są skansenem, gabinetem martwych przedmiotów, a wierni im katolicy kierują się sentymentem wobec trącących myszką obyczajów. Cóż, każdy ryt ma swoje zmysłowe i intelektualne pułapki.

Chorał gregoriański, kadzidło, liczne świece na ołtarzu i piękne liturgiczne szaty mogą tak samo niegodnie skupiać na sobie duchową uwagę wiernych, jak kazanie z pluszowym misiem, anegdoty z ambony i zespół muzyczny „uświetniający” parafialną liturgię. Oba rodzaje form mogą służyć jedynie ugruntowaniu w celebrującej wspólnocie snobistycznego przekonania jakąż to fajną liturgię mamy. Zarówno nowa, jak i stara forma rytu rzymskiego może być podporządkowana egoistycznym celom wspólnoty: chcę liturgię rozumieć, chcę z niej czerpać, chcę się nią sycić.

Tymczasem istotą sprawowania Najświętszej Ofiary jest oddanie chwały Bogu – i nic ponadto. Jak nie wystarczy wprowadzić chorał, kadzidło i ornat skrzypcowy, by Msza stała się prawdziwie katolicka, tak też nie wystarczy pozbawić ją tych elementów, by katolicką być przestała.

Rozwój środowisk katolików przywiązanych do Tradycji nie byłby aż tak dynamiczny, i to na całym świecie, gdyby chodziło tylko o stare rekwizyty. Tradycyjna liturgia jest realnym szpitalem polowym dla okaleczonej, zniszczonej lub tylko zdeformowanej przez nowoczesny antropocentryzm wrażliwości duchowej.

Liturgia Najświętszej Ofiary jest miejscem Bożego Objawienia – przypomina Laurence P. Hemming. Dlatego w starej formie rytu mądrość Kościoła odsunęła wszystko, co przeszkadza w poznaniu Boga: subiektywizm, skupienie na tym, bym to ja rozumiał, ja przeżył, ja doświadczył i ja skorzystał. Nic, co tu się dzieje, nie jest skoncentrowane na człowieku, lecz całkowicie zwrócone ku Bogu. Nawet czytania mszalne – śpiewane w języku sakralnym – służą przede wszystkim oddaniu chwały Bogu. Opis dzieł, jakich On dokonuje, jest niczym kadzidło i hymn pochwalny unoszący się do Nieba.

Ten, kogo uzdrowiła liturgia w starej formie rytu, nieprędko to zdrowie utraci, ale tym większe staje się jego cierpienie na widok choroby, jaka panuje wokół.

Przed paroma laty, w ramach jubileuszowej dziesiątej edycji rekolekcji liturgicznych Mysterium Fascinans, Dom Cassian Folsom OSB, były opat tradycyjnej wspólnoty benedyktyńskiej w Nursji, próbował opisać, co człowiek współczesny, rodziny i każdy z osobna, może uczynić dla uzdrowienia duchowości katolickiej i katolickiej liturgii. Warto pójść śladem jego myśli, by odpowiedzieć, co mogą dziś uczynić strażnicy Tradycji. Jakimi czynami miłosierdzia możemy służyć Kościołowi w sytuacji, gdy otacza nas wątła i niedomagająca wrażliwość duchowa, a starożytne formy rytu zostały w tak wielu miejscach po prostu zakazane?

Reset tradycyjny

16 lipca 2021 roku był jak dzień Wielkiego Piątku, gdy apostołowie musieli opuścić zacisze wieczernika i – aby pozostać w bliskości swojego Pana – zanurzyć się w jarmarcznym zamęcie tłumu podążającego za Nim na Golgotę. Zamiast ciszy – zgiełk; zamiast bliskości – walka, by widzieć choć z daleka, by wydobyć dźwięk Jego cichej modlitwy z wrzawy pobudzonego tłumu. Odpychani, powracają na swoje miejsce, tracą Go z oczu i znowu odnajdują; gubią Jego słowa albo ich nie rozpoznają we wrzawie. Stoją samotni w tłumie, który nie rozpoznaje Pana, bo namiętności przesłaniają ludziom Boga. Tak mogłabym również opisać dramat sporej części współczesnych „nowych” celebracji Najświętszej Ofiary.

A zatem za ojcem Folsomem proponuję reset tradycyjny. Po pierwsze, pobożność: rodzinna (codzienna wspólna modlitwa, domowe nabożeństwa majowe, czerwcowe, Różaniec) i wspólnotowa (uroczyście świętowana niedziela). Dbajmy o godny strój i postawę – uczestnicząc w Najświętszej Ofierze celebrowanej w nowej formie, nie porzucajmy gestów czci nabytych dzięki starej formie rytu. Ukłony na Imię Jezus, częste znaki krzyża świętego i częsta postawa klęcząca, złożone ręce, wierne i uważne podążanie za słowami modlitwy mszalnej kapłana bez ulegania atmosferze rozmowy z celebransem…

Nie bójmy się klęczeć wszędzie tam, gdzie uczy nas tego stara forma liturgii. Pamiętajmy, że przyklęknięcie nie tylko do Komunii Świętej, aby oddać należną cześć Najświętszym Postaciom, ale przy każdym kapłanie komunikującym w przestrzeni kościoła skutecznie przywraca wspólnocie świadomość czci Ciała Pańskiego.

Pielęgnujmy praktykę postu – w pierwszym rzędzie eucharystycznego, który wszak można praktykować według dawnych wskazań, w wymiarze trzech godzin, nie tylko przed Mszą w formie nadzwyczajnej. Warto też pamiętać o poście, który towarzyszy modlitwie i codziennej ascezie, jak na przykład obchody suchych dni. Wszystkie te przejawy czci i modlitewnego skupienia możemy dziś wnieść do zwyczajnych parafialnych celebracji z praktycznym pożytkiem dla całej wspólnoty, bo nie są one czymś zakazanym, a tylko zapomnianym.

Pierwszą nauczycielką świeckiej ars celebrandi jest Maryja, która stała pod Krzyżem – zbolała, współcierpiąca, pełna wiary i adoracji. Nie zamknęła się w izdebce, by nie patrzeć na barbarzyństwo wobec Syna, nie padła z płaczem na poduszki, nie obraziła się na świat, ale szła krok w krok za Chrystusem przez Mękę i Śmierć aż po Zmartwychwstanie. W Maryi widzę milczącą odpowiedź na motu proprio Traditionis custodes.

Idźmy za Chrystusem tam, gdzie On sam daje się prowadzić. W czasie, gdy jednym krótkim dokumentem zdelegalizowano podjętą przez Benedykta XVI wieloletnią dyskusję o wadze i znaczeniu starszej formy rytu i ciągłości tradycji – owocującą nowymi wspólnotami zakonnymi, powołaniami kapłańskimi i ożywieniem życia duchowego w krajach głęboko zlaicyzowanych, jak na przykład Francja – pozostaje nam jeszcze świadectwo milczących gestów.

Jakże aktualne dziś są słowa wspomnianego już Dom Cassiana Folsoma OSB: W dzisiejszych czasach, gdy katolickie rozumienie Eucharystii jest tak słabe, gdy wielu ludzi nawet nie wie, co przyjmuje, musimy koniecznie za pomocą gestów dawać świadectwo temu, w co wierzymy. Czyny mówią głośniej niż słowa! Klękajmy więc. Flectamus genua. Z uwagą, z namysłem, ze czcią. Wzmocni to naszą wiarę w realną obecność Chrystusa, da dobry przykład naszym dzieciom, będzie inspiracją dla innych katolików i zgorszy niewierzący świat.

Oto proroczy program dla wszystkich strażników Tradycji: wzmacniać swoją wiarę, dawać przykład dzieciom, inspirować innych katolików, a wreszcie – być zgorszeniem dla świata. A Pan, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go (Flp 1, 6).

 

Kinga Wenklar – publicystka, doktor nauk humanistycznych.

Artykuł został opublikowany w 83. numerze magazynu „Polonia Christiana”.

Poprzedni post
Następny post