Oburzamy się na Ukraińców za Wołyń, na Niemców za Auschwitz, na Rosjan za Katyń. I słusznie – bo zbrodnia to rzecz oburzająca. W swym oburzeniu jednak patrzymy na nich nieco z góry, tłumacząc zbrodnicze inklinacje czy to niedostateczną łacińskością ich cywilizacji, czy skazą na religii, bo przecież my Polacy i katolicy (rzymscy) do podobnych ekscesów niejako organicznie nie jesteśmy zdolni. Czyżby?
Z tym się nijak zgodzić nie można. Po prostu myśmy wszystko zapomnieli (i nie lubimy, gdy nam ktoś przypomina), a tu jak raz niechlubny jubileusz – nawet dosyć okrągły: stusiedemdziesięciopięcioletni – galicyjskiej rabacji, w której czysty etnicznie Polak po rzymskokatolicku wychowany podniósł Kainową rękę na takiego samego Polaka, by we krwi jego ubabrać się po łokcie.
W roku 1846 większość etnicznie polskiej ludności zachodniej Galicji, podburzona przez zagranicznych urzędników, z nieokiełznaną wściekłością rzuciła się na mniejszość (etnicznie nie mniej polską), od której różnił ją światopogląd, szerokość horyzontów i świadomość narodowa – z zamiarem jej całkowitego unicestwienia. W ruch poszły kosy, siekiery, kłonice. Spojeni gorzałką przez etnicznie niepolskich karczmarzy (z których notabene nie zginął w rozruchach ani jeden) „ludowi trybuni” dopuścili się niewyobrażalnego bestialstwa.
Mego dziadka piłą rżnęli…
Mego ojca gdzieś zadźgali,
(…) kijakami, motykami
krwawiącego przez lód gnali…
Wspomnienie tych scen powinno niepokoić – właśnie tu i teraz. Albowiem sytuacje ówczesna i obecna tchną wymowną analogią. Oto dziś istotna część polskojęzycznego ludu – która od polskości odżegnuje się, jak tylko może, chłonąc z lubością retorykę zagranicznych władz i ośrodków formowania opinii publicznej; którą mierzi rodzima tradycja, a zachwyca „europejczykowska” nowoczesność – już zaciska pięści w niepohamowanej wrogości. Zgrzyt ich zębów niesie się po mediach, internet kipi nienawiścią. Przede wszystkim do Kościoła katolickiego – gdyż siły ciemności doskonale wiedzą, jak najskuteczniej podciąć fundament wszelkiego ładu.
Podczas rabacji część księży ocalała, bo ktoś przecież musiał odprawić Mszę, na której oprawcy chcieli się pokazać w zrabowanych kontuszach. Dziś też ocalałaby garstka, ale tylko do chwili, w której opadną figowe liski. Reszta ma zawisnąć na dzwonnicach – tak piszą na internetowych forach sukcesorzy Jakuba Szeli.
W powietrzu czuć zapach krwi. Pod czaszkami wirują obrazy rozmaitych „nocy oczyszczenia” niestrudzenie suflowanych z Hollywoodu…
Tylko czekać, aż ziszczą się zalewające nasze ekrany filmy o zombie (bo filmy ukazujące ciemne proroctwa ziszczają się z zadziwiającą dokładnością). Tyko czekać, aż horda żywych trupów (bo kto pozwoli diabłu sterować swoją duszą, ten w istocie jest trupem, choć oddycha) zerwie się i ruszy w szalonym pędzie przegryzać gardła „polokom”, „katolom”, „płaskoziemcom”…
Jerzy Wolak