Jeżeli w najbliższej przyszłości wybuchnie poważna wojna na dużą skalę – obojętnie czy na naszej granicy państwowej, czy też gdzieś w dalekim świecie – w Polsce uderzy ona przede wszystkim w Kościół. Od wschodu i od zachodu otaczają nas wszak siły, którym polski katolicyzm – w skali światowej jeszcze bardzo żarliwy i bezkompromisowy – jest solą w oku. Podobnie zresztą jak wcale niemałej rzeszy ich kamratów w kraju. Jeśli wierzyć internetowym wynurzeniom, po polskiej ziemi niemało stąpa takich, co aż przebierają nogami z niecierpliwości, by wreszcie zdarzył się czas, kiedy wzorem hiszpańskiej komunistki Dolores Ibárruri Gómez, która miała własnymi zębami przegryźć gardło księdzu, będą mogli ruszyć hurmem na plebanie i kurie…
Jeżeli Polskę napadnie wróg zewnętrzny i Amerykanie nie zechcą nas bronić – zapłoną kościoły. To chyba oczywiste i nie trzeba tej myśli rozwijać. Jeżeli jednak Amerykanie zabiorą się do obrony naszej ziemi, miejmy się na baczności, bo wtedy… również zapłoną kościoły. Przypomnijmy sobie tylko, że we wszystkich wojnach, w które włączały się Stany Zjednoczone – nie jako agresor, lecz jako obrońca – najmocniej cierpiał Kościół katolicki. Tak było w Meksyku, na Kubie i Filipinach w XIX wieku, tak było w Korei i Wietnamie w wieku XX i tak samo jest do dziś na Bliskim Wschodzie, gdzie wskutek amerykańskiej interwencji na rzecz demokratyzacji regionu liczba chrześcijan spadła o ponad dziewięćdziesiąt procent w stosunku do stanu z czasów panowania tyrańskich reżimów. Warto mieć te fakty na uwadze.
A jeżeli pogryzą się ze sobą wielcy tego świata gdzieś na Morzu Południowochińskim? To również nie przejdzie to bez echa nad Wisłą. Naród podzielony światopoglądowo niemal dokładnie na pół łatwo może stanąć w obliczu sytuacji jak żywcem wyjętej z ostatniego zajazdu na Litwie, gdy
Cesarz francuski stąd przyciąga, a stamtąd car ruski:
Więc wojna;
Car z cesarzem, królowie z królami
Pójdą za łby, jak zwykle między monarchami.
A nam czy siedzieć cicho?
Gdy wielki wielkiego będzie dusić:
my duśmy mniejszych, każdy swego.
Z góry i z dołu, wielcy wielkich, małych mali…
Bez względu na szczegółowy scenariusz przyszłej wojny możemy mieć pewność, że wciągnięcie Rzeczypospolitej w jej niszczycielski wir będzie jednym z priorytetów antychrześcijańskiej Rewolucji. Zaprawdę, z jej perspektywy poważne osłabienie, a kto wie, może i unicestwienie ostatniego na Zachodzie katolickiego kraju (pozornie tylko i chwilowo niewiele znaczącego, a w istocie dysponującego wciąż groźnym potencjałem i na dodatek notującego ostatnio wzrost tendencji kontrrewolucyjnych) stanowi wartość nieporównanie większą niż przewaga tej czy innej ze światowych potęg, które i tak Złemu są poddane (Łk 4, 6).
Każdy, kto oczyma duszy ogarnia szerszy horyzont, przyzna bez wahania, że zguba katolickiej Polski napełniłaby siewcę wojen z piekielnych czeluści niewysłowioną rozkoszą. On przecież wie, że stąd wyjdzie iskra…
Jerzy Wolak
Artykuł został opublikowany w 84. numerze magazynu „Polonia Christiana”.