Odbierz swój egzemplarz

Młodzi zagłosują na PiS? Jarosław Kaczyński nie odpuszcza

Oto partia, która jeszcze niedawno ratowała górnictwo, teraz wyznaczyła de facto datę końca tej gałęzi przemysłu, stawiając na zieloną transformację energetyczną (a za tym idą niemałe pieniądze). Ratujemy planetę, ratujemy zwierzęta, ratujemy, ratujemy… Zaraz, zaraz, czyż to nie narracja rodem z organizowanych przez młodych aktywistów „strajków klimatycznych”? Radykalne zmiany programowe PiS i Jarosława Kaczyńskiego bierze pod lupę red. Marcin Austyn.

Po wyborach prezydenckich „coś” drgnęło w polityce. Najkrócej rzecz ujmując, owo drgnięcie można zamknąć w dwóch słowach: idzie młode. Pokolenie, rzecz jasna. Skąd taki wniosek? Wystarczy spojrzeć na działania podejmowane czy to przez środowisko Prezydenta RP, czy to skupione wokół PiS. Już w wieczór wyborczy – po ogłoszeniu wyników sondażowych – u boku Andrzeja Dudy jego córka wygłosiła dość ciekawy i dość dwuznaczny manifest, jak to każdy może kochać.

Aktywność córki prezydenta mogła zdziwić, ale miała ona swoje uzasadnienie. Oto PiS dostrzegł, że jego elektorat się starzeje, a co za tym idzie – w sposób naturalny się wykrusza. Że tak zwani „młodzi, wykształceni z wielkich miast” nie chcą mieć z PiS nic wspólnego. Myśląc zatem o kolejnej wygranej w wyborach, trzeba coś zmienić. I jak się zdaje, właśnie to „coś” dzieje się na naszych oczach.

Piątka dla PiS? O nich chce walczyć Jarosław Kaczyński

PiS zaczął nie tylko mocniej wsłuchiwać się w głos młodych, ale także postanowił część ich postulatów wprowadzić w życie. I chyba najbardziej spektakularnym medialnie tego dowodem była batalia przeprowadzona pod szyldem obrony zwierząt futerkowych przed ich hodowcami. Sam pomysł na likwidację branży może i nie zaskoczył, bo PiS już raz próbował przeprowadzić przez Sejm takie rozwiązanie. Jednak tym razem sprawę postawiono na ostrzu noża. Zawrzało do tego stopnia, że partia rządząca ogłosiła, iż gotowa jest dla tej sprawy poświęcić umowę koalicyjną, a to oznaczałoby rząd mniejszościowy (i zapewne w efekcie tegoż wcześniejsze wybory).

Czy los zwierząt futerkowych jest aż tak ważny? Dla młodego, „wrażliwego” elektoratu, podminowanego emocjonalnymi przekazami organizacji tak zwanych prozwierzęcych – tak! Chcąc zatem zyskać w oczach „młodych, wykształconych…” należało w tej sprawie zagrać va banque, nie bacząc na głosy sprzeciwu koalicjantów. Likwidacja branży futerkowej czy wydłużenie łańcucha zwierząt na uwięzi może się okazać tylko przygrywką do tego, co nas w tej materii dopiero czeka.

Bo młody wielkomiejski elektorat, do którego chce się odwoływać Jarosław Kaczyński, ma więcej postulatów prowadzących do – najprościej mówiąc – całkowitej zmiany ludzkiej diety. Ująć je można w prostej zasadzie – „nie” dla wykorzystywania „zwierząt użytkowych”. I mowa tu nie tylko o hodowli „na mięso” czy „na futra”, ale też o „okradaniu” cieląt z mleka i – przepraszam, ale tak właśnie te postulaty brzmią – „gwałceniu” krów. Ile z tej ideologicznej, lewackiej w swej istocie narracji gotów będzie zrealizować PiS, aby zyskać w oczach młodych? Jak się wydaje, dość szybko się o tym przekonamy. Wprawdzie kryzys w Zjednoczonej Prawicy został zażegnany i mamy nową–starą ekipę rządzącą, ale do wyborów wcale nie tak daleko. Trzeba już teraz walczyć o nowy elektorat.

Przyglądając się tej walce z bliska, można odnieść wrażenie, że PiS i Koalicja Obywatelska podzieliły się obszarem zainteresowań młodych. KO (wraz z lewicowymi dobudówkami) stawia na rewolucję genderową i odwołuje się do „praw” (czytaj przywilejów) dla mniejszości seksualnej, w tym walczy o edukację seksualną w szkołach, a PiS „przytulił do serca” wszystkich ludzi „dobrej woli”, co litują się nad losem zwierząt (z całym lewicowym fałszerstwem ideologicznym w komplecie).

W swym „dobroludzizmie” i „ekologizmie” partia rządząca poszła – jak się zdaje – na całość. I przyjmując słuszność tezy, że świat (czytaj: głos dający PiS wygrane wybory) należy teraz do młodego pokolenia, narzuciła dość ambitny plan „ratowania” naszej planety. Można i trzeba zastanowić się, czy mamy tu do czynienia z poważną polityką klimatyczną i ekologiczną, czy może są to tylko działania będące odpowiedzią na postulaty nastoletniej Szwedki Grety i jej podobnych młodych aktywistów strajkujących „dla ziemi i klimatu” na ulicach miast (całego świata zresztą).

Zielono mi… – i co dalej?

Zielony ład – termin ten nie raz dane nam było słyszeć z ust rządzących. To program przemian ekonomicznych i gospodarczych (wraz z przemianami społecznymi) mający na celu prowadzenie zrównoważonej gospodarki – czyli gospodarki zasobooszczędnej i energooszczędnej. Zostawmy na boku pytanie, czy faktycznie, czy tylko z pozoru. To taka sprawiedliwa transformacja sprzyjająca włączeniu społecznemu. Ot, piękna nowomowa – przepisana z Agendy 2030.

Wróćmy jednak do spraw ważnych dla młodych. Podstawowy postulat ekologiczny to… likwidacja górnictwa w Polsce, a co za tym idzie, likwidacja energetyki klasycznej, uznawanej obecnie za zbyt emisyjną.

I nagle nikt już nie wspomina o ogólnym bilansie, o zasobach przyrodniczych w Polsce, które pochłaniają emisję. To się nagle nie liczy… Wielu jeszcze niedawno zastanawiało się, czy politycy Zjednoczonej Prawicy, broniący dotąd górnictwa i niezależności polskiej energetyki, staną w obronie branży – jak to czynili wcześniej. Teraz już wiemy, że nie. Kopalnie będą zamykane! Nikt pracy nie straci, bo górnicy będą zatrudnieni „do emerytury” (na co uzyskano ich zgodę), ale branża zniknie mniej więcej w połowie tego stulecia.

Co wobec tego z naszą niezależnością energetyczną? Przecież na zmianę polskiej energetyki potrzebne są setki miliardów złotych. I czas. Czy to będzie oznaczać szybkie uruchomienie energetyki jądrowej? A może transformacja pójdzie w inną stronę? Może ktoś nam tę energię sprzeda po „korzystnej cenie”?

Pewne odpowiedzi już widać. Oto resort klimatu ogłosił, że wyzwaniem najbliższych dwóch dekad jest zbudowanie w Polsce zeroemisyjnego systemu energetycznego o łącznej mocy porównywalnej z obecnie zainstalowaną w energetyce klasycznej. Ma to zapewnić sześć bloków jądrowych oraz rozwój energetyki wiatrowej na morzu. W polskich domach ma dodatkowo królować swoiste „eko-trio”: fotowoltaika, pompy ciepła i ładowarki do samochodów elektrycznych.

Z ogłoszonych już programów wiemy na przykład, że sześćdziesiąt miliardów złotych ma w ciągu dekady trafić do regionów górniczych właśnie – na sprawiedliwą transformację. Inwestycje te mają dać miejsca pracy. To resort klimatu. Bo od drugiej flanki ekodotacjami kusi też ministerstwo środowiska. Tu zaś mowa o trzystu milionach złotych na rozwój lokalnych projektów geotermalnych. Do kompletu niezbędne będą też inwestycje w nową sieć przesyłową oraz prace modernizacyjne przy już istniejącej. Bez tego plan transformacji na nic się zda.

Tak oto w skrócie rysuje się przyszłość Polski. Przyszłość pisana pod gusta młodego pokolenia, które posługuje się „argumentacją” na poziomie emocji i tak też działa. A że nie sposób zmienić całego pokolenia tak, by pokochało partię rządzącą za dotychczasową politykę rozdawnictwa, to… przewartościuje się priorytety partii. Pamiętajmy, że młodzi ludzie mniej uwagi poświęcają barwom partyjnym. Ich interesuje, kto spełni ich żądania tu i teraz. I jak się zdaje, Jarosław Kaczyński odrobił lekcję z „wychowania młodych” i ma świadomość, że młody elektorat można przyciągać – upraszczając – „na szczęśliwego zwierzaka” czy na sojową latte przygotowaną na „zielonym prądzie” – tak by nie „zranić planety”.

Bóg Ojciec czy Matka Ziemia?

Dziś trudno ocenić, jaki efekt ilościowy przy urnach przyniesie zielona przemiana PiS. Czy młodzi to „kupią”? Na pewno koszty transformacji będą ogromne. Ale czy efektywne i w ogólnym bilansie prawdziwie służące przyrodzie?

Rodzi się jednak ciekawsze pytanie: dokąd nas zaprowadzi uleganie kaprysom młodego pokolenia. A chodzi nie tylko o kwestie finansowe, energetyczne czy gospodarcze, ale nade wszystko: kulturowe i religijne. Czy na „uratowanej” od zagłady planecie zapanuje Matka Ziemia (jak to mają w planach wielcy tego świata sprzedający nam „sprawiedliwą transformację” w zamian za wyrzeczenie się chrześcijańskich korzeni), czy dalej należną cześć będziemy oddawać prawdziwemu Stwórcy wszechświata – Bogu w Trójcy Jedynemu? Bo choć o tym sza, to jednak w tle zielonych przemian toczy się batalia o dusze.

To nie przelewki. We współczesnym, zlewaczałym świecie wszelkie systemy „sprawiedliwych” zmian zawierają zwykle sieć uzależnień i zakładają, że za dobra „finansowe” trzeba zapłacić ustępstwami – czy to w zakresie „zdrowia reprodukcyjnego”, czy też „praw kobiet” bądź „praw mniejszości” – a tu już nikt rozsądny nie ma wątpliwości, że w obu wypadkach chodzi wyłącznie o interesy środowisk LGBT+.

Kto się dobrze wsłuchał w głos ambasador USA w Polsce, ten już wie, że posiadanie na Zachodzie opinii kraju nieprzyjaznego LGBT (i cóż z tego, że niesłusznie!) przekłada się na decyzje biznesowe i militarne. Niedyskryminacja, dobroludzizm, ekologizm… Idzie młode!


Marcin Austyn

Artykuł został opublikowany w 77. numerze magazynu „Polonia Christiana”.

Przeczytaj także: Szymon Hołownia – lider nowej prawicy?

Poprzedni post
Następny post