Odbierz swój egzemplarz

Roman Motoła: Będziesz żył w getcie!

Zmień perspektywę! Wszędzie dotrzesz w kwadrans. Kompaktowe miasto to miasto 15 minut (…) pierwsze w Polsce miasto15 – chwali się wielkopolski Pleszew. W Krakowie jeden z deweloperów chce postawić kosztem terenów zielonych Essa Kliny, czyli piętnastominutowe miasto-osiedle, gdzie każdy będzie mieć wszędzie blisko. O co tu chodzi? Czym są miasta 15-minutowe? Wyjaśnia na łamach pisma „Polonia Christiana” red. Roman Motoła.

Oficjalnie koncepcja opiera się na założeniu, by podzielić miasta czy dzielnice na strefy, w których wszelkie potrzebne do życia usługi, sklepy, szkoły, miejsca rozrywki, przychodnie czy szpitale oraz najważniejsze instytucje dostępne byłyby w promieniu kwadransa drogi pieszo bądź rowerem. W praktyce jednak to kolejny krok na drodze stopniowego zabierania ludziom wolności.

Piętnastominutowe miasto wymyślił w roku 2016 francusko-kolumbijski urbanista Carlos Moreno. Dwa lata temu na konferencji TED (Technology, Entertainment and Design) motywował on swoją koncepcję troską o klimat i czyste środowisko. Sprawa najwyraźniej nabrała dynamiki przy okazji eksperymentu społecznego związanego z koronawirusem – kiedy miliony ludzi w wielu krajach władze i media poddały presji na pozostawanie w domach, maksymalne ograniczanie kontaktów, pracę zdalną i rezygnację z podróży, rozrywek oraz całego dotychczasowego stylu życia. Zwolennik idei 15-minute cities, Jason Syvixay – urbanista, dyrektor ds. strategii w Instytucie Rozwoju Miejskiego metropolii Edmonton, napisał na witrynie Canadian Architect, iż koncepcja ta, choć nie jest nowa w praktykach planowania miast i debatach urbanistycznych, została spopularyzowana podczas pandemii, gdy ujawniono potrzebę połączonych miejsc i przestrzeni, po których można spacerować. W jego tekście – podobnie jak w wielu innych pochwalnych publikacjach na ten temat – przewijają się zaklęcia o ekologii i zrównoważonym rozwoju. Miejscowość, dla której pracuje Syvixay, chce dostosować ideę piętnastominutowego miasta do piętnastominutowych dzielnic.

Ten sam projekt silnie promuje Światowe Forum Ekonomiczne Klausa Schwaba, a także ONZ i działająca od roku 2005 organizacja C40, skupiająca około stu miast, łącznie liczących jedną dwunastą globalnej populacji oraz odpowiedzialnych za czwartą część całej światowej gospodarki. Do inicjatywy C40 Cities Race to Zero, mającej na celu realizację utopijnego zamysłu dekarbonizacji, dołączyło ponad tysiąc sto miast i samorządów lokalnych z rozmaitych krajów. Całe to potężne gremium samorządowe stawia mieszkańcom wyzwania w rodzaju zmniejszenia spożycia mięsa – do szesnastu kilogramów rocznie na osobę – czy nabiału (do dziewięćdziesięciu kilogramów), a także drastycznej redukcji tak oczywistych dziś aktywności, jak podróżowanie samochodem z silnikiem spalinowym oraz samolotem.

 

Big Tech kontra mieszkańcy

Rada sąsiadującego z Londynem hrabstwa Oxfordshire w połowie listopada 2022 roku opublikowała za aprobatą radnych samego Oxfordu plan podzielenia miasta na sześć „kwadransowych” stref. Uzasadnienie było podobne jak wtedy, gdy przez dwa lata próbowano skłonić nas między innymi do nieopuszczania domów i zasłaniania twarzy – a więc zdrowie, szczęście i pomyślność ludzkości. To zresztą niejedyna analogia z epoką kowidu. Zarówno sanitarne lockdowny, jak i dzisiejsze próby wyznaczania mieszkańcom ograniczeń dotyczących poruszania się w przestrzeni publicznej, jedzenia mięsa czy podróżowania to kolejne kroki na drodze do systemu totalnej kontroli społecznej na wzór chińskiego „kredytu społecznego”.

Jak wiemy z czasów zbyt pochopnie uznanych za ostatecznie minione, kontrola jest wyższą formą zaufania. A władze Oxfordu bardzo „ufają” zwykłym zjadaczom chleba. Dlatego postanowiły ustawić fizyczne zapory mające monitorować ruch samochodowy, w tym wyjazdy do innych stref. Kierowców, którzy naruszą roczny limit stu przekroczeń granic w ciągu roku, czekać będą automatycznie naliczane i wymierzane kary.

Pilotażowy program, który ma ruszyć wraz z początkiem przyszłego roku, wzbudził sprzeciwy mieszkańców od razu po jego ujawnieniu. Tysiące oxfordczyków pracują przecież dosyć daleko od domu. Aby dotrzeć do biura czy firmy, muszą przejechać nawet przez kilka sąsiednich stref. Radni znaleźli odpowiedź na te zastrzeżenia – w postaci propozycji dojeżdżania przez miejską obwodnicę. Wiąże się to jednak ze zwiększeniem natężenia ruchu i korków, co ma niewiele wspólnego z poprawą stanu środowiska i „ratowaniem klimatu”. Trwa więc przeciąganie liny. Lokalna władza ma obecnie okazję przetestować siłę oporu na jednym z poligonów „nowego miejskiego ładu”. Sięgnęła więc po znane nam już skądinąd metody dyskredytowania nieprzychylnej części mieszkańców, w tym nazywanie jej przedstawicieli teoretykami spiskowymi. Urzędnicy porozumieli się nawet z inżynierami myśli z platform Big Tech w celu cenzurowania niewygodnych opinii w internecie. Zostały one poddane weryfikacji fact-check, czyli pozornie badaniu zgodności z rzeczywistością, a w praktyce – testowi na wierność względem oficjalnej wersji urzędowej.

Oxford to jednak żaden wyjątek. Na początku lutego ogłoszono, że aż sto samorządów w całej Anglii zadeklarowało chęć udziału w projekcie miast piętnastominutowych, reklamowanym jako program eliminacji zbędnych przejazdów samochodem i ułatwienia mieszkańcom bliskiego dostępu do wszystkiego, czego potrzebują na co dzień.

Canterbury zaplanowało podział na pięć „stref ruchu”. Londyn planuje rozbudowę „stref ultraniskiej emisji”. Radni w Bristolu i Sheffield poparli pomysły ograniczenia swobody przemieszczania się w obrębie miast. Podobny projekt zaakceptowała rada Swansea. Samorządowcy z Lancaster dążą do wcielenia w życie strategii piętnastominutowego sąsiedztwa, marząc, aby ich miasto stało się jak Amsterdam. Rząd Szkocji nie czekał na władze lokalne i ogłosił plany wprowadzenia dwudziestominutowych dzielnic w całym kraju.

 

Dystopia miejskiego getta

Symptomatycznie zareagowali na ten trend mieszkańcy najstarszego miasta Wielkiej Brytanii – Colchester w hrabstwie Essex. Chociaż władze miejskie zapewniały, że nie mają zamiaru przystępować do programu, to jednak chcą nakłaniać do częstszego korzystania z rowerów i zweryfikować obowiązujące w mieście zasady parkowania, z intencją ułatwienia życia użytkownikom dwóch, a nie czterech kółek. Część wyborców odczytała to jako wstęp do polityki eliminowania ruchu samochodowego pod pretekstem rzekomego „ratowania klimatu”. Ludzie głośno protestowali między innymi podczas obrad panelu ds. środowiska i zrównoważonego rozwoju Rady Colchester.

Znamienna była też reakcja komentujących informację o wspomnianym we wstępie projekcie krakowskiego osiedla Essa na Klinach. Tekst umieszczony na facebookowym profilu publicznego Radia Kraków doczekał się w ciągu dwóch dni blisko pięciuset komentarzy. Choć był on przychylny dla inwestycji, a rozgłośni daleko do profilu mediów prawicowych czy tak zwanych antysystemowych, we wpisach słuchaczy i czytelników co rusz pojawiają się określenia: getto, inwigilacja, dystopia, kontrola czy Nowy Światowy Ład.

Koncepcja piętnastominutowych miast nie opiera się na demokratycznych zasadach wspólnego podejmowania decyzji lub uzgadniania idei. Rzeczywistość jest taka, (…) że mówimy o radach miejskich, które zaczynają przejmować kontrolę i zaczynają gromadzić ludzi w ściśle kontrolowanych przestrzeniach – komentuje Rhoda Wilson na portalu The Expose.

Popularny brytyjski myśliciel i psycholog Jordan B. Peterson tak oto spuentował problem w mediach społecznościowych: Pomysł, iż dzielnice powinny być dostępne dla pieszych, jest piękny. Idea, że zidiociali tyrańscy biurokraci mogą decydować za pomocą dekretu, gdzie „wolno nam” jeździć, jest prawdopodobnie najgorszą możliwą do wyobrażenia perwersją tego pomysłu oraz – nie dajmy się zwieść – stanowi część dobrze udokumentowanego planu.

Artykuł został opublikowany w 92. numerze magazynu „Polonia Christiana”.

Poprzedni post
Następny post