Chcemy wychować dzieci jak najlepiej, dlatego sięgamy po porady autorytetów. Wiarygodnych wskazówek szukają nie tylko rodzice, lecz i wychowawcy. Niestety, od dłuższego czasu rynek wydawniczy zalewany jest propozycjami które na pierwszy rzut oka wyglądają na wartościowe, pełne są jednak szkodliwych pułapek. Dlatego warto, na podstawie studium przypadku, przyjrzeć się konkretnym manipulacjom modnych autorów.
Dzieciom mniej więcej do czternastego roku życia nie nakładajcie żadnych stałych obowiązków. W ciągu kolejnych kilku lat zostaniecie za to nagrodzeni z ich strony uczynnością, która jest dużo bardziej konstruktywna dla obu stron niż regularne wykonywanie wyznaczonych obowiązków – radzi Jesper Juul w książce zatytułowanej Twoja kompetentna rodzina.
Bogna Białecka obnaża tzw. autorytety w dziedzinie wychowania
Czy odzywa się u kogoś ostrzegawczy brzęczyk, czy wypowiedź ta wydaje się dziwna? Jesper Juul i jego liczni promotorzy uspokajają – to nie to, co myślisz. Oczywiście, że dzieci powinny wykonywać pewne zadania, jednak dlatego, że czują się za nie odpowiedzialne, z potrzeby serca, dlatego, że postrzegają rodzinę jako wspólnotę, a rodzice dają im przykład, wykonując własne obowiązki.
Jesper Juul to ciekawa postać. Duńczyk, absolwent progresywnego Marselisborg Seminarium kształcącego nauczycieli, które ukończył w specjalnościach: historia i religia. Następnie podjął studia magisterskie na uniwersytecie w Århus na kierunku historia, tych jednak nie ukończył.
Wraz z psychoterapeutą specjalizującym się w terapii Gestalt, Walterem Kemplerem, założył w roku 1979 Kempler Institute of Scandinavia. Jest też założycielem międzynarodowej organizacji Familylab International z siedzibą w Szwajcarii, mającą swoje filie w trzynastu krajach świata. Prywatne doświadczenie wychowawczo‑rodzinne Juula zamyka się w dwukrotnym rozwodzie i posiadaniu dorosłego jedynaka z pierwszego małżeństwa.
Jesper Juul jest autorem szeregu książek dotyczących wychowania, z których aż dziesięć przetłumaczono na polski. Choć sam nie stworzył ani jednej publikacji naukowej, wielokrotnie bywa cytowany w cudzych publikacjach. Najbardziej intrygujące w tej biografii jest pytanie, jak człowiek z takim wykształceniem i osobistym doświadczeniem mógł się stać autorytetem w dziedzinie wychowania? A jednak. Polski internet, szczególnie blogi parentingowe są pełne cytatów z Juula i zachwytów nad jego poradami.
Warto więc przyjrzeć się proponowanym przez autora treściom. Być może nie należy się przejmować jego biografią, gdyż treści przezeń przekazywane są tak wartościowe, że bronią się same?
Zajrzyjmy zatem do bestselleru Twoje kompetentne dziecko. W rozdziale zatytułowanym Ustalanie granic Juul przedstawia błędne w jego ocenie zasady wychowania i oferuje alternatywę. Jakie to zasady? Jaka alternatywa?
Masz prawo podważać każdą decyzję współmałżonka
Pierwsza idzie pod nóż zasada spójności podejścia wychowawczego rodziców. Obserwacje życia codziennego wykazują, jak ważny jest wspólny front rodzicielski. Jeżeli ojciec czegoś zakazuje, a mama pozwala (rzadziej na odwrót), dziecko szybko się uczy wykorzystywać tę różnicę i zwraca się do rodzica permisywnego. Jeśli jedno z rodziców w obecności dziecka podważa decyzję drugiego, kończy się to podobnie – dziecko szybko się uczy, jakimi słowami przedstawić swą sprawę tak, by jedno z rodziców zaraz wystąpiło przeciw drugiemu. Dzieci są inteligentne, czego często nie doceniamy, i błyskawicznie uczą się manipulacji. W praktyce oznacza to, że małżonkowie, aby dobrze wychować dzieci, muszą mieć ustalone zasady – na co dziecku pozwalać i w jakim zakresie oraz czego od niego wymagać, a jeśli zdarzy się różnica zdań – nigdy nie podważać decyzji współmałżonka w obecności dziecka, lecz różnicę tę przedyskutować na osobności. Jest to istotne, ponieważ różnice zdań między rodzicami powodujące napięcia dotyczą spraw ważnych, związanych z zasadami, moralnością, wyborami zdrowotnymi. Nie ma sporów między rodzicami dotyczących tego, czy dziecko ma kupić sobie zeszyt w kotki czy w kwiatki. Różnice podejścia w sprawach zasadniczych kończą się tragicznie dla dziecka.
Spójność zaś daje dziecku jasny komunikat, że nie da rady manipulować rodzicami i różnicą zdań dla zaspokojenia swych zachcianek. Wydawałoby się to oczywiste, jednak Juul zasadę spójności podejścia wychowawczego przedstawia w sposób karykaturalny, jako zasadę jednomyślności, utrzymując, że wymaga ona od rodziców absolutnej zgodności w każdym szczególe. Z tak postawionym chochołem walczy dzielnie, wykazując, że postulat ów jest niemożliwy do zrealizowania. Następnie wysnuwa daleko idące uogólnienie: Nie ma znaczenia, czy rodzice zgadzają się w kwestiach wychowawczych, czy nie. W zasadzie zgadzać się muszą tylko co do jednego: że różnica zdań jest dopuszczalna.
Do chochoła jednomyślności zostaje doczepiony komunikat, że błędem wychowawczym jest stanowczość, definiowana przez Juula jako mówienie przez rodziców: „nie”, gdy dziecko jest nieposłuszne. Zamiast tego poleca on osobisty dialog, uwzględniający pragnienia, marzenia i potrzeby zarówno dzieci, jak i dorosłych. Brzmi ładnie, jednak co ten frazes oznacza?
Przełóżmy to na konkret. Nastolatek informuje rodziców, że idzie spać do swojej dziewczyny. Rodzice nie mają prawa powiedzieć: „nie”, lecz podjąć dialog, ograniczony do przedstawienia swoich pragnień, marzeń i potrzeb w zakresie zachowań seksualnych.
Dzieci mogą wszystko, ty możesz najwyżej wyrazić opinię
Kolejną zasadą podważaną przez Juula jest zasada odpowiedzialności i władzy rodzicielskiej. Wydawałoby się, że skoro rodzic jest prawnie odpowiedzialny za wykroczenia i przestępstwa popełniane przez jego nieletnie dzieci, daje mu to prawo do wprowadzania zakazów i nakazów oraz wyciągania konsekwencji, gdy dziecko je przekroczy.
Wydawałoby się, że rodzic jako osoba dorosła, dojrzała, mająca doświadczenie życiowe, a co najważniejsze, odpowiedzialna za swoje dziecko, potrafi przewidzieć konsekwencje pewnych wyborów i ma prawo ich zakazać. Wydawałoby się, że gdy dziecko widzi sprawiedliwość w praktyce – że dobro jest nagradzane, a zło karane – uczy się rozróżnienia między dobrem a złem.
Nie dla Juula jednak. Posługując się pojęciem sprawiedliwości znów dokonuje on sztuczki erystycznej, utożsamiając sprawiedliwość z manipulowaniem poczuciem winy i zawstydzaniem dziecka. Utrzymuje, że karze zawsze towarzyszy generowanie w dziecku fałszywego poczucia winy i braku wartości przez tłoczenie mu do głowy komunikatu: Powinieneś się wstydzić, a następnie szantażowanie dziecka słowami: Powinieneś mi być za to wdzięczny. Dla Juula kara i zakaz są tożsame z przemocą. Co więcej, niejako mimochodem posuwa się do niczym niepodpartego twierdzenia, że dzieci protestują tylko w sytuacjach, kiedy zostają ukarane za coś, czego w rzeczywistości nie zrobiły.
Dalej posługuje się kolejnym chwytem, utrzymując, że słowo „sprawiedliwość” oznacza: „każdemu po równo”. Oczywiście dzielnie walczy i z tym chochołem.
Taki oto luźny ciąg sofizmatów Jasper Juul wykorzystuje do konkluzji, że jedynie podejście demokratyczne, w którym dzieci mają takie samo prawo decydowania jak rodzice (pozbawieni władzy rodzicielskiej, mogący co najwyżej wyrazić swe osobiste uczucia, pragnienia i marzenia) stanowi właściwe środowisko wychowawcze.
Czy jednak rodzic w ogóle powinien mieć jakieś narzędzia wychowawcze? Owszem, według Juula jest nim stawianie granic. Uwaga – nie dziecku. Sobie. To dorosły ma sobie postawić granice i ich pilnować, a jeśli dziecko je przekroczy, ma o tym poinformować komunikatem, na przykład: Wolałbym poczytać ci później, teraz chcę porozmawiać z mamą. Stawianie sobie granic i bezwzględna, nieoceniająca akceptacja dziecka oraz otwartość na dialog prowadzi zdaniem autora do sukcesu wychowawczego w postaci budowania poczucia własnej wartości i odpowiedzialności dziecka.
Konsekwencje podejścia Juula
W książce Nastolatki – kiedy kończy się wychowanie? Jasper Juul opisuje następującą sytuację: czternastoletnia córka wraca pijana do domu i następnego dnia ma potężnego kaca. Co powinien zrobić rodzic?
Następnego dnia przy śniadaniu ojciec spogląda na nią z troską i pyta: „Bardzo źle się czujesz?” Koniec. To wszystko. Według Juula, dzięki temu córka rozumie, że przekroczyła pewną ważną granicę i będzie chciała porozmawiać z rodzicami na ten temat. Nie muszą pouczać córki ani karać, ale przede wszystkim uważnie przysłuchiwać się temu, co mówi. Dzięki temu powinni nabrać więcej wiary w jej odpowiedzialność i przestać martwić się na zapas.
Przyjrzyjmy się temu przykładowi, bo jest symptomatyczny. Jak w ogóle doszło do sytuacji, że czternastolatka się upiła? Badania przedstawione w książce Nasze dzieci w dżungli życia Krzysztofa Wojcieszka – autora programów profilaktycznych zapobiegających alkoholizmowi u młodzieży – pokazują, że problem alkoholowy pojawia się z reguły u dzieci, którym brakuje prawdziwej więzi i dobrej komunikacji z rodzicami, za to mającymi tak zwane towarzystwo alkoholowe, czyli grono znajomych regularnie pijących alkohol. Jak w ogóle doszło do sytuacji, że córka ma przyjaciół podających w niekontrolowany sposób alkohol nieletniej? Jak doszło do tego, że rodzice nie mają żadnej kontroli nad tym gdzie i kiedy czternastoletnia córka chadza po nocy? Co konkretnie ma na myśli autor, polecając nie martwić się na zapas rodzicom dziewczynki, która zatruła się alkoholem? Jak konkretnie fakt upicia się przez nieletnią ma pogłębić wiarę rodziców w jej odpowiedzialność?
Nawiasem mówiąc, nie trzeba badań naukowych, aby zdać sobie sprawę, że gdyby kac był wystarczająco dobrą nauką, wystarczyłoby raz go doświadczyć, by już nie tknąć alkoholu. Ponieważ tak się nie dzieje, trudno uznać przekonywanie Juula, że rodzice nie muszą już tematu poruszać (chyba, że dziecko samo zechce, a na pewno zechce, skoro rodzice nie poruszają tematu, bo samo będzie czuło taką potrzebę, dzięki temu, że rodzice milczą).
Juul utrzymuje: Młodość składa się z tysięcy eksperymentów i człowiek ma szansę zdobyć dojrzałość tylko wtedy, gdy w wieku nastoletnim może się dzielić z rodziną także swoimi porażkami i błędami.
Przełóżmy i ten pięknie brzmiący slogan na konkret. Lekarz Leonard Sax na łamach pisma „First Things” w artykule Don’t Ask the Kids opisuje następującą sytuację: Przez trzy dziesiątki lat mojej pracy jako lekarz, kilkakrotnie byłem profesjonalnie zaangażowany w sprawy gwałtów, których ofiarami były dziewczynki lub młode kobiety. W pewnym przypadku, gdy rozmawiałem z matką ofiary, ta powiedziała: „Wiedziałam, że nie powinnam była jej pozwolić tam iść. Ma tylko piętnaście lat. To była impreza studencka. Wiem, że nie powinnam była jej pozwolić.” Część mnie chciała potrząsnąć nią i krzyknąć: „Więc dlaczego jej pozwoliłaś?” Oczywiście nie zrobiłem tego. Znałem odpowiedź. Ta mama chciała, żeby córka ją lubiła. Nie chciała jej zmartwić. Nie czuła się dobrze z wizją skorzystania z władzy rodzicielskiej.
I tak w konkrecie wygląda piękny slogan o wolności eksperymentowania i dzielenia się swymi doświadczeniami. To zrzucenie na barki dziecka odpowiedzialności za podejmowanie decyzji, do których nie jest przygotowane.
Dlaczego antypedagogika tak uwodzi?
Po części możemy mówić o doskonałym marketingu, w którym opisuje się Juula jako światowej sławy specjalistę i autora bestsellerów, pomijając jego rzeczywiste przygotowanie zawodowe. Po części o sposobie prowadzenia narracji dotyczącej wychowania, w której Juul okazuje się mistrzem sofizmatu rozszerzenia, czyli przedstawiania wykoślawionej wersji zasad wychowawczych (tworzeniu chochoła) i dzielnej walce z tak wykoślawionymi twierdzeniami. Chochoły te mogą odpowiadać doświadczeniom własnym młodych rodziców. Jeśli bowiem ktoś pochodzi z rozbitego czy pełnego toksycznych relacji domu, karykaturalne przedstawianie przez Juula normalnych koncepcji wychowawczych (których skuteczność potwierdzają badania naukowe), koresponduje ze skrzywioną wizją wychowania, której sam doświadczył. W tym momencie złote slogany i obietnice brzmią jak miód na serce młodego rodzica: Będę inny niż moi rodzice!
Z pewnością jedną z przyczyn popularności Juula jest wspomniane przez Leonarda Saxa pragnienie, by nasze dzieci nas lubiły. Wiele osób, które same są poranione lub przeżywają problemy w małżeństwie, własną potrzebę akceptacji zaspokaja za pomocą dzieci. Jednak za kluczowy problem uznaję brak rzetelnej wiedzy o rozwoju człowieka i o jego wychowaniu. Młodzi rodzice nie mają z czym porównać bestsellerów parentingowych (skoncentrowałam się tu akurat na Juulu, by pokazać konkretne przykłady, jest tego jednak więcej). Klasyczne, poprawne od strony antropologicznej i naukowej pozycje są często pisane stylem nazbyt ogólnym lub nazbyt naukowym. Jesper Juul i inni popularni autorzy przebijają klasykę lekkim piórem, porywającymi serce metaforami i prostą odpowiedzią na niewypowiedziane potrzeby rodziców bycia lubianymi przez dzieci. Nakłada się na to powszechna nieznajomość logiki i nieumiejętność rozpoznawania manipulacji językowych i sofizmatów.
Myślę, że istnieje potrzeba tworzenia i wspierania inicjatyw pokazujących porady wychowawcze, oparte na poprawnej antropologii i badaniach naukowych w czytelny oraz łatwy w odbiorze sposób. Dla przykładu – przydałby się ktoś, kto przełoży idee zawarte w Katolickiej etyce wychowawczej ojca Jacka Woronieckiego OP na konkretne porady, pomagające rodzicom w zmierzeniu się ze współczesnymi wyzwaniami.
Chciałabym w tym wszystkim oddać sprawiedliwość Juulowi. Jego książki dobrze się czyta. Odpowiada w nich perfekcyjnie na potrzeby zagubionego, pozbawionego oparcia współczesnego rodzica. W jego książkach można znaleźć też porady całkiem sensowne, lecz niepotrzebnie przedstawione jako przeciwstawne do klasycznych zasad wychowawczych.
Zakończę konkluzją kolegi – ojca czwórki dzieci:
– Narzekasz, że ludzie czytają bestsellery parentingowe. Dobrze, że w ogóle czytają, że starają się wychowywać dzieci według jakichś zasad. Spaczonych, ale zasad. Większość rodziców, jakich znam, w ogóle nie wychowuje. Dzieci sobie są, egzystują równolegle do rodziców. Lepsze jakiekolwiek wychowanie niż jego całkowity brak.
Wszystkie cytaty Jespera Juula pochodzą z książek Twoje kompetentne dziecko i Nastolatki – kiedy kończy się wychowanie?
Bogna Białecka – psycholog, stały współpracownik „Polonia Christiana”, redaktor portalu pytam.edu.pl.
Artykuł został opublikowany w 58. numerze magazynu „Polonia Christiana”.