Odbierz swój egzemplarz

Grzegorz Kucharczyk: Trwoga, co odwodzi od Boga

Prymas Wyszyński mówił, że największymi wrogami Ojczyzny, Narodu i państwa są tchórze. Największymi sprzymierzeńcami władzy są milczący obywatele, którzy nie mają odwagi powiedzieć wprost: „Nie godzi się wam tego czynić!”. Ale tchórze są również śmiertelnym zagrożeniem dla Kościoła.

Czy kardynał Stefan Wyszyński pozamykałby kościoły?

Uwięziony przez komunistów Stefan kardynał Wyszyński zanotował w Zapiskach więziennych taką refleksję: Największym brakiem apostoła jest lęk. Bo on budzi nieufność do potęgi Mistrza, ściska serce i kurczy gardło. Apostoł już nie wyznaje. Czyż jest jeszcze apostołem? Uczniowie, którzy opuścili Mistrza, już Go nie wyznawali. Dodali odwagi oprawcom. Każdy, kto milknie wobec nieprzyjaciół sprawy, rozzuchwala ich. Lęk apostoła jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy. „Zmusić do milczenia przez lęk” – to pierwsze zadanie strategii bezbożniczej. (…) Milczenie tylko wtedy ma swoją apostolską wymowę, gdy nie odwracam oblicza swego od bijących. Tak czynił milczący Chrystus. Ale w tym znaku okazał swoje męstwo. Chrystus nie dał się sterroryzować ludziom. Gdy wyszedł na spotkanie hałastry, odważnie powiedział: „Jam jest”.

Te słowa Sługi Bożego, a zwłaszcza dramatyczne pytanie, czy apostoł-tchórz jest jeszcze apostołem, nasuwają się, gdy obserwujemy zachowanie biskupów w różnych częściach świata (Włochy, Meksyk). Na wieść o rozprzestrzenianiu się epidemii koronawirusa bez większego szemrania wykonali oni „zalecenia” władz świeckich i pozamykali kościoły, zakazując de facto wiernym dostępu do sakramentów na czele z Eucharystią – źródłem i zarazem szczytem całego życia chrześcijańskiego (Lumen gentium, 11).

Posłuszeństwem wobec władz państwowych wykazali się również polscy biskupi. Najpierw usłyszeliśmy, że będzie więcej Mszy Świętych, potem przyszła dyspensa od uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii i akceptacja wyznaczonego przez państwo limitu pięćdziesięciu wiernych na Mszy Świętej, na koniec zaś zgoda na obniżenie dozwolonej liczby wiernych w kościele do pięciu.

Jak widać, przytoczone powyżej słowa Soboru Watykańskiego II niespecjalnie wzięli sobie do serca hierarchowie, którzy z pewnością jak jeden mąż określiliby się mianem „dzieci soboru” – tego jednego, jedynego, Watykańskiego II.

Zalęknieni następcy apostołów, zamykając na głucho świątynie, pokazali w praktyce, jak pojmują istotę Kościoła otwartego, Kościoła ubogiego dla ubogich, Kościoła, którego pasterze mają pachnąć owieczkami, wreszcie Kościoła-lazaretu, gdzie opatruje się rannych, a nie potępia ich. Następcy apostołów, którzy w czasie burzy na Jeziorze Galilejskim odruchowo zwrócili się do śpiącego Mistrza z wołaniem o pomoc, dzisiaj Go już nie dostrzegają i raczej zdają się słuchać komunikatów dochodzących z innych łodzi: Lepiej Go nie budźcie! W tych warunkach nawet On nie da rady. Róbcie, co my wam każemy.

W dobie, gdy coraz popularniejsze są Msze Święte o uzdrowienie (zwłaszcza w tak zwanych grupach charyzmatycznych), nagle okazuje się, że kontakt z Ciałem Chrystusa może być śmiertelnym zagrożeniem. Najwyraźniej zalęknieni następcy apostołów nie doczytali na kartach Ewangelii, że Pan Jezus nigdy nie zarażał, ale uzdrawiał – nie tylko na duszy, ale i na ciele.

Judasz, czyli niewierzący apostoł

Pytanie zasadnicze brzmi, czy zalęknieni następcy apostołów wierzą na serio w realną obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Bo jeśli wierzą tylko na niby, to potwierdzają diagnozę kardynała Roberta Saraha, który w swojej książce Wieczór się zbliża stwierdził, że z murów Kościoła sączy się tajemnica zdrady. (…) Od dawna przeżywamy tajemnicę Judasza. To, co teraz wychodzi na światło dzienne, ma głębokie przyczyny, które trzeba jasno i odważnie napiętnować. Kryzys przeżywany przez duchowieństwo, Kościół i świat jest radykalnie kryzysem duchowym, kryzysem wiary. Przeżywamy tajemnicę nieprawości, tajemnicę zdrady, tajemnicę Judasza.

Na czym polegał upadek Judasza? Nie na zdradzie Mistrza. Ta była przejawem upadku wiary apostoła we wszechmoc i miłosierdzie Boże. Jak mówią ojcowie Kościoła, zdrada zrodziła się w sercu Judasza, gdy zwątpił w Chrystusową naukę o Eucharystii, zapisaną w szóstym rozdziale Ewangelii świętego Jana. Wtedy – jak zanotował Ewangelista – wielu uczniów (J 6, 66) odeszło od Pana. Judasz – prototyp współczesnych modernistów – pozostał, ale już nie wierzył. Nie wierzył ani we wszechmoc Bożą, która jest w stanie zamienić chleb w Ciało, ani w miłosierdzie Boże, dlatego uległ rozpaczy i powiesił się. Rozpacz to skrajna postać niewiary. Judasz widział w Jezusie tylko człowieka i dlatego nie był w stanie uwierzyć, by ten człowiek (tylko człowiek) mógł mu wybaczyć zbrodnię zdrady. Po ludzku to niemożliwe.

Przed kim drżą zalęknieni apostołowie?

Zamknięcie kościołów i zakaz Mszy Świętych w obliczu zarazy to właśnie tajemnica Judasza. Jak wyjaśnia kardynał Sarah, jest ona wyrafinowaną trucizną. Diabeł usiłuje sprawić, byśmy zwątpili w Kościół, który jest przedłużeniem Chrystusa. Prefekt kongregacji kultu Bożego i dyscypliny sakramentów ostrzega: My, biskupi, powinniśmy drżeć na myśl o naszym karygodnym milczeniu, o naszym milczeniu, które czyni nas współwinnymi, o naszym milczeniu, które chce przypodobać się światu.

Obserwując zachowanie włoskich biskupów, trudno się pozbyć wrażenia, że raczej żaden z nich specjalnego drżenia nie odczuwa. A jeśli już, to raczej przed urzędnikami państwowymi, którzy nakazują zamykanie świątyń. Lękliwi następcy apostołów nie znają, co to autonomia państwa i Kościoła i bez oporu redukują Kościół, którego mają być pasterzami, do jednej z agend państwa włoskiego. Złamani na duchu zachowują się jak tak zwani zaprzysiężeni księża w dobie rewolucji francuskiej, to znaczy ci, którzy zgodzili się zaprzysiąc przestrzeganie „konstytucji cywilnej kleru” z 1790 roku. Gdy przyszła kolejna „mądrość etapu” w postaci całkowitego zakazu chrześcijańskiego kultu we Francji (1793), także i to zaakceptowali bez większego oporu.

Jeśli by się dobrze zastanowić, to po raz ostatni do tak masowego zamykania katolickich kościołów w północnej Italii doszło w V i VI wieku po Chrystusie, gdy na Półwyspie Apenińskim panowali ariańscy Ostrogoci. Nawet wkroczenie do Lombardii w roku 1796 republikańskiej armii francuskiej dowodzonej przez generała Napoleona Bonaparte czy realizowany w połowie dziewiętnastego wieku przez miejscowych liberałów piemoncki Kulturkampf, nie pociągnęły za sobą tak drastycznego ograniczenia katolickiego kultu. Co potrafi tajemnica Judasza!

Obostrzenia i zamknięte kościoły – powrót do „ciemnych wieków”

Warto zwrócić uwagę, że zalęknieni następcy apostołów nie tylko w Italii ochoczo występują w roli potulnych wykonawców zarządzeń państwowych. Wcześniej z analogicznym fenomenem mieliśmy do czynienia w przypadku podążającego szeroką, synodalną drogą ku przepaści Kościoła niemieckiego. Tam ważni hierarchowie żyrowali uprawianą przez kanclerz Merkel Willkommenspolitik wobec napływających setek tysięcy imigrantów. Gdy trzeba było, krytykowano wszystkich, którzy wyrażali wątpliwości, co do zasadności, z punktu widzenia elementarnego bezpieczeństwa, niekontrolowanego wpuszczania takich mas ludzi na obszar Niemiec. No, ale kryzys wiary pociąga za sobą kryzys rozumu.

Tak też należy tłumaczyć zgodę niemieckich biskupów, by nie prowadzić wśród muzułmańskich imigrantów działalności ewangelizacyjnej. Zgodnie bowiem z enuncjacjami ważnych urzędników zarówno na poziomie federalnym, jak i landowym, coś takiego mogłoby doprowadzić do niepotrzebnych napięć i konfliktów religijnych. Takich rzeczy nie trzeba było dwa razy powtarzać kardynałowi Reinhardowi Marxowi, metropolicie Monachium i Fryzyngi (do niedawna przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Niemiec), który w roku 2016, przebywając w Jerozolimie na Wzgórzu Świątynnym, w trosce o wrażliwość religijną muzułmańskich gospodarzy zdjął swój krzyż napierśny.

Cofamy się więc do czasów sprzed gregoriańskiej odnowy Kościoła (XI–XII wiek), gdy Kościół in capita et in membra był podporządkowany władzy świeckiej, gdy wśród duchowieństwa szerzyły się rozmaite dewiacje (dość poczytać pisma doktora Kościoła, świętego Piotra Damianiego). Droga odnowy szła przez męstwo, na które – jak uczy święty Tomasz z Akwinu – składa się akt wytrwania (jak kluniackich mnichów cierpliwie budujących swoją kongregację) i akt natarcia (jak w przypadku niezłomnej postawy świętego papieża Grzegorza VII, który nie ugiął się przed cesarzem).

Nie całować klamki rządzących!

Na koniec jeszcze raz słowa Sługi Bożego, prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego ze szczególną dedykacją dla tak dzisiaj wielu zalęknionych następców apostołów: I nam też, najmilsi, każdemu biskupowi zależy na tym, aby był jak najbardziej wyrazisty, jasny, żeby światłość jego świeciła przed ludźmi, abyście mogli mieć zaufanie do waszego biskupa, że was w błąd nie wprowadzi, że nie będzie was uczył takiej nauki, której nie chcecie przyjąć, że będzie wam mówił prawdę Bożą i głosił wam Ewangelię, nie tak jak mu się wydaje, ale jak Chrystus, jak Kościół powszechny naucza. Dlatego biskup musi być wyrazisty, czytelny dla swoich owieczek. Nie może zamazać stylu swojego postępowania. Chociaż niekiedy chcą od niego, by się kłaniać, nie może iść do Canossy, nie może całować klamki rządców i władców, chociaż oni tego bardzo niekiedy pragną – dlatego, że biskup jest widocznym znakiem religijnej, nadprzyrodzonej jedności diecezji (22 marca 1965).

Grzegorz Kucharczyk – historyk myśli politycznej, profesor Instytutu Historii PAN, wykładowca w Akademii im. Jakuba z Paradyża w Gorzowie Wlkp, gdzie jest dziekanem Wydziału Bezpieczeństwa i Administracji.

 

Artykuł został opublikowany w 74. numerze magazynu „Polonia Christiana”.

 

Przeczytaj także: Prof. Jacek Bartyzel o zemście polityczno-religijnej w Hiszpanii

Poprzedni post
Następny post